środa, 14 maja 2014

cz.5 Halo, Centrala?

Wracam do Żyrardowa. Do dzieci i po lekarstwa dla Pudla.
Dom...witają mnie cudnie. Przytulają się, całują i żądają opowieści. Choroba Estery to nic poważnego. Piotr spanikował - lekkie zapalenie gardła.
Mój absolutnie tolerancyjny mąż  mówi mi, że jeśli czuję w dalszym ciągu "leśną potrzebę" to nie ma sprawy - jemu z kolei służy życie sam na sam z dziećmi. Mają niepowtarzalną okazje zbliżyć się do siebie. Boże, po 15 latach małżeństwa on ciągle mnie zaskakuje. I w dalszym ciągu pozytywnie!
Chłopaki klepią mnie po plecach jak kolegę i mówią, że jestem dzielną matką. 
- Wy też synowie jesteście niesamowici. I chyba w całym tym szaleństwie jesteśmy niezwykłą rodziną...

Nie musząc więc dokonywać trudnych wyborów, wybieram....wolność! No dobra, to w ramach tejże wolności czas zająć się  moimi   "leśnymi" obowiązkami. Nie przychodzi mi do głowy żadne miejsce, gdzie mogłabym umiejscowić Pudla - "bezludne" i ciepłe. Hm...
Dzwonię do Karoliny- ona jako jedna z nielicznych zna temat. I do tego zna w Żyrardowie mnóstwo ludzi. Ale czy miejsca?
- Nie ma wyjścia. Prosta sprawa. Dziś mam dyżur w "Centrali" do 20. Jestem sama. Dawaj tego swojego Pudla do naszego archiwum w piwnicy. Kiedyś było tu przedszkole, mamy po nim pozostałość  - taki "pokój Fritzla" dla niegrzecznych dzieci. Bez okien i wentylacji, ale da się wytrzymać. Nawet kibelek tam jest.
Genialna kobieta! "Centrala" - no cóż, nie do końca mogę powiedzieć, co to za miejsce.. W każdym razie z pewnością ciepłe. I z pewnością wśród "archiwów" będzie choraczkowi ciepło!
Jedziemy z Piotrem po Pudla samochodem. Wbrew moim obawom namówienie mojego kolegi na przeprowadzkę w ciepłe, puste miejsce nie jest trudnością. Mam tylko obawy, czy nie narozrabia. Przecież prawie go nie znam..
Do podziemia "Centrali" można dostać się bocznym wejściem przez poziom "0". Karola już czeka na zewnątrz z kluczami i łóżkiem polowym pożyczonym od mamy. Myślałam, że się "mojego"  Pudla wystraszy. Ona jednak patrząc na niego skomentowała:
- a myjesz się stary czasami? Nie? To zanim wejdziesz do czystej pościeli będziesz  musiał!

Tę noc spędzam w domu. Kąpię się, wymieniam ubrania i z rozkoszą wtulam się w nocy w Piotra.
Rano budzę dzieci, odprowadzam rano Esterę do szkoły i jeszcze na chwilę wpadam do domu - uwielbiam te chwile, gdy dzieci już są w szkole a my możemy się w spokoju napić kawki..
Przed dziewiątą, dzwoni Karola. Pudel ma się dobrze, kolejna partia antybiotyku podana, opatrunek zmieniony. Gorączka jeszcze jest, ale mniejsza. Na śniadanie zjadł 8 kanapek. Znaczy chyba żył będzie...Mogę więc spokojnie udać się do moich sarenek w lesie..
Piękna pogoda. Prawie lato. Wyciągam z namiotu karimatę i jadę rowerem na absolutnie dziką łąkę pełną żółtych jaskrów. Wypatrzyłam ją sobie wczoraj podczas rowerowania. Kładę się  i czytam, czytam, czytam. To cudowne, że mogę czytać i nic ani nikt nie przeszkadza - nie ma tu  złodziei czasu - komputera i "fejsa". Nie ma pilnych domowych spraw, które powodują, że zawsze trzeba przerwać czytanie już po kilku stronach..
Gorąco, więc rozbieram się. Tak, do naga (już  sobie wyobrażam te tłumy wałęsające się po żyrardowskim lesie w poszukiwaniu mojej golizny. Ale to dopiero po opublikowaniu posta, do tego czasu zdążę się ubrać). Próbowaliście kiedyś rozebrać się do naga w środku lasu? Nie? A dlaczego? W prawdziwym lesie (a w takim jestem) nie ma ludzi, nie ma też zboczeńców. Są tylko zwierzęta, ale one nie są zainteresowane golizną. Najpierw dopada mnie  lekki wstyd, ale po chwili czuję się naprawdę wolna! Niewielki wiaterek, którego nie czułam w ubraniu teraz lekko chłodzi,  trawa obok karimaty łaskocze.... Oczywiście chwilę później biegam już  po łące..
Hipiska, dziecko kwiat? Pewnie trochę tak...
Pierwszy raz rozebrałam się żeby pozbyć się obsesyjnego snu..Od zawsze mi się śnił. Ja naga w balii przed domem w Zalesiu. Mam 6 lat i mama mnie kąpie, a cała wieś patrzy. I mimo, że wiem, że mnie nie widzą, to się strasznie wstydzę...
To była skuteczna kuracja. Sen odszedł.


Po południu, gdy wracam do namiotu czeka mnie niespodzianka - moi synowie przywieźli mi obiad!
Jak to możliwe? Harcerz da radę! W domu wypytywali mnie o szczegóły mojej drogi do namiotu, potem szukali śladów. I oto są! Roześmiani i zadowoleni, że mogą być ze mną. Ja też się cieszę, że ich  widzę!
Fajne, cudowne te moje chłopaki...Bazio mądry, skupiony, dojrzały. Z talentem zajmuje się dziećmi (jest przybocznym w drużynie zuchowej). Klemi z ogromną wrażliwością i piękną wyobraźnią,. I jak rodzice  fruwający w obłokach....
Widziałam też dziś przez moment marynarza. Ale przestraszył się chyba moich synów, bo zawrócił i odjechał nie podjeżdżając nawet bliżej...

Wieczorem sprawdzam, co tam w "Centrali"  - wszystko ok. Mama Karoliny przyniosła obiadek, ktoś inny czyste ubranie. Pudel zadowolony z "obsługi". Mogę spać spokojnie...













1 komentarz:

  1. Weronika, wiesz co jest piękne w tych Twoich opowieściach....uruchamiasz wyobrażnię:);) Jadę przez ten Twój Żyrardów patrzę na te lasy i myślę o Tobie i tych Twoich przygodach, bezcenne.Zmieniłaś moje muślenie o Tym miejscu....:):):)

    OdpowiedzUsuń