Siódmy dzień. Dlaczego nie jestem jeszcze w domu? Z buntu na rzeczywistość.
17
lat temu poznałam miłość mojego życia - cudownego faceta z jakże
bliskim mojemu spojrzeniem na świat. Zakochaliśmy się w sobie,
założyliśmy rodzinę i szczęśliwie żyliśmy w naszym domku z piernika...
Aż
któregoś dnia poczułam, że szczęście ucieka nam między palcami. Że mimo
tego, że się kochamy i spędzamy ze sobą większość czasu (my nawet razem pracujemy) zaczynamy żyć koło siebie, a nie ze sobą. A
łączą nas głównie kłopoty. W tym wielkim wulkanie, jakim jest nasza
rodzina, gdzie spływająca, rozżarzona lawa jest
codziennością, poczułam zmęczenie i osamotnienie. I całą sobą zapragnęłam
wyjść, uciec, doświadczyć czegoś innego, własnego. Żeby zatęsknić, żeby znów
odnaleźć istotę naszego bytu. Jest nią z pewnością miłość, ale ukryta
pod warstwą brudnych talerzy i z lepiącą się od dżemu podłogą schodzi na
dalszy plan...
Chcę spojrzeć na nasze życie z boku i ocenić, co
robimy źle. Gdzie jest błąd... a może nie ma błędu, tylko tak wygląda "normalność" ? Nie zgadzam się!
Siedzę sobie na
pieńku przed namiotem. Ciepło, bardzo ciepło. Wiosna powoli nabiera
odcieni lata. Jaskrawa zieleń liści ciemnieje, mnogość kwiatów
zachwyca..
Zaczyna mi jednak dokuczać stagnacja. Takie leżenie bez celu nie jest w mojej naturze...
O! Już leżeć nie będę - Marynarz i jego patyczki nadchodzą...
- cześć, mąż dzwonił?
- no dzwonił.
- w domu wszystko w porządku? Dzieci zdrowe?
- w zasadzie tak..
-
ja to nie rozumiem Ciebie. Masz dom a siedzisz w tym
lesie. Kiedyś dziewczyna zaproponowała mi wspólne mieszkanie. Wiesz, tak
na próbę. Piękna była. Miała długie blond włosy do pasa, zielone
oczy. No cudo. Wszyscy się za nią oglądali. Pracowała w sklepie
rybnym...wiesz, tym który potem przerobili na chemiczny.....No i ryby
dobrej już w mieście nie kupisz. A jak kupisz, to taką mrożoną, nie do
jedzenia. A
ja się na rybach znam i uwielbiam. Wiesz jak pływałem na Morzu Północnym
to łowiliśmy halibuty. To wielka ryba, ze dwa metry może nawet mieć. A
jaka smaczniutka. Białe, sprężyste mięsko....
- Marynarz, a co z tym mieszkaniem wspólnym z kobietą?
- a nic. Ryb to ona nie znosiła...
Muszę coś zrobić ze sobą. Nie mogę tak siedzieć i czekać aż słonko zaświeci,deszcz popada, a wraz z mimi moje życie nabierze barw tęczy.
W domu Piotr panuje nad "codziennością" , w lesie Pudel już w zasadzie zdrowy.
Pakuję więc namiot i ruszam w drogę. Podróże podobno kształcą... Przed siebie więc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz