wtorek, 20 maja 2014

Cz. 7: Spadam

Siódmy dzień. Dlaczego nie jestem jeszcze w domu? Z buntu na rzeczywistość.

17 lat temu  poznałam miłość mojego życia - cudownego faceta z jakże bliskim mojemu spojrzeniem na świat. Zakochaliśmy się w sobie, założyliśmy rodzinę i szczęśliwie żyliśmy w naszym domku z piernika...
 Aż któregoś dnia poczułam, że szczęście ucieka nam między palcami. Że mimo tego, że się kochamy i spędzamy ze sobą większość czasu (my nawet razem pracujemy) zaczynamy żyć koło siebie, a nie ze sobą. A łączą nas głównie kłopoty. W tym wielkim wulkanie, jakim jest nasza rodzina, gdzie  spływająca, rozżarzona  lawa jest codziennością, poczułam zmęczenie i osamotnienie. I całą sobą zapragnęłam wyjść, uciec, doświadczyć czegoś innego, własnego. Żeby zatęsknić, żeby znów odnaleźć istotę naszego bytu. Jest nią z pewnością  miłość, ale ukryta pod warstwą  brudnych talerzy i z lepiącą się od dżemu podłogą schodzi na dalszy plan...
Chcę spojrzeć na nasze życie z boku i ocenić, co robimy źle. Gdzie jest błąd... a może nie ma błędu, tylko tak wygląda "normalność" ?  Nie zgadzam się!

Siedzę sobie na pieńku przed namiotem. Ciepło, bardzo ciepło. Wiosna  powoli nabiera odcieni lata. Jaskrawa zieleń liści ciemnieje, mnogość kwiatów  zachwyca..
Zaczyna mi jednak dokuczać stagnacja. Takie leżenie bez celu nie jest  w mojej naturze...
O! Już leżeć nie będę - Marynarz i jego patyczki nadchodzą...
- cześć, mąż dzwonił?
- no dzwonił.
- w domu wszystko w  porządku? Dzieci zdrowe?
- w zasadzie tak..
- ja to nie rozumiem Ciebie. Masz  dom a siedzisz w tym  lesie. Kiedyś dziewczyna zaproponowała mi wspólne mieszkanie. Wiesz, tak na próbę. Piękna była.  Miała długie blond włosy do pasa, zielone oczy. No cudo. Wszyscy się za nią oglądali. Pracowała w sklepie rybnym...wiesz, tym który potem przerobili na chemiczny.....No i ryby dobrej już w mieście nie kupisz. A jak kupisz, to taką mrożoną, nie do jedzenia.  A ja się na rybach znam i uwielbiam. Wiesz jak pływałem na Morzu Północnym to łowiliśmy halibuty. To wielka ryba, ze dwa metry może nawet mieć. A jaka smaczniutka. Białe, sprężyste mięsko....
- Marynarz, a co z tym mieszkaniem wspólnym z  kobietą?
- a nic. Ryb to ona nie znosiła...

Muszę coś zrobić ze sobą. Nie mogę tak siedzieć i czekać aż  słonko zaświeci,deszcz popada, a wraz z mimi moje życie nabierze  barw tęczy.
W domu Piotr panuje nad "codziennością" , w lesie Pudel już w zasadzie zdrowy.
Pakuję więc namiot i ruszam w drogę. Podróże podobno  kształcą... Przed siebie więc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz